Letni wyjazd jest częścią integralną trwającego blisko rok kursu taternictwa jaskiniowego. Podczas letniego obozu tatrzańskiego kursanty mają do zaliczenia przejścia 5 tatrzańskich dziur, które wraz z akcjami zimowymi będą zaliczać się do listy przejść. Nasza ekipa dość mocno zapakowanym (na dwa tygodnie) autem – wory ze sprzętem, liny, namioty, ubrania takie, siakie, owakie…rusza na podbój Polany Rogoźniczańskiej, gdzie mieści się baza PZA, a którą w tym roku „cieciuje” Włoska.
Już na następny dzień 28 lipca ruszamy na pierwszą akcję – do jaskinii pod Wantą. Czeka na nas podejście z plecakami wgniatającymi w ziemię przez owiany złą sławą Kobylarz. Pech chce, że na kursie jestem jedyną dziewczyną. Dodatkowo ląduje w grupie Ema z super mocnymi facetami – i tak popierdzielam resztkami sił za nimi z plecakiem, którego z pleców nie da się normalnie zdjąć tylko zrzucić.
Na kolejną akcję ruszamy do Wielkiej Litworowej. Dzisiejsza akcja jest dłuższa, a poza tym odpada Suszek z powodów zdrowotnych – nasz skład zatem zmniejsza się niosąc ze sobą konieczność targania jeszcze większej ilości lin w przeliczeniu na jedną osobę. Na szczęście koledzy z wczoraj zostawili nam wszystkie liny tuż przy dziurze, stąd na Kobylarz podchodzimy powiedzmy „na lekko”. Gorzej jest po akcji – na dół targamy mokre liny (w dużej ilości, bowiem podchodzimy do Sali pod Płytowcem, które ważą tyle, że po zdjęciu plecaka na dole mam wrażenie, że jestem taka lekka, że unoszę się nad ziemią.
Trzeci dzień to powiedzmy dzień restowy – znaczy to, że nie wychodzimy dziś na Kobylarz tylko swoje kroki kierujemy w stronę jaskiń Kasprowych – Wyżniej i Średniej. Dziś uprawiamy taternictwo jaskiniowe zewnętrzne, bowiem Kasprowe choć małe, mają otwory wejściowe w mocno eksponowanym terenie. Dziś działamy wspólnie z drugą grupą kursową kolejno poręczując i deporęczując odcinki. Mnie przypada deporęcz długiego, 65 metrowego odcinka ściany, skąd bardziej niż na sprincie na linie skupiona jestem na widokach, grzejącym słońcu, ludziach mrówkach na szlaku, wyłaniającym się kolejnym szczytom, kolejce górskiej wywożącej na szczyt kolejne tabuny ludzi…Po akcji oraz puszczeniu się za nami lawiny kamiennych głazów wielkości telewizorów idziemy lansować się na Krupówki, znaczy w zabójczym tempie chłopców, do którego ja raz po raz muszę dotruchtać kierujemy się w pięknym outficie górskim i zabłoconych gumiakach do kanajpki poleconej przez Ema na mega wypasiony, domowy obiad. Jeszcze tylko spotkanie z Agatką, piwko w moim ukochanym Cafe Piano, skok do autobusu, który o zgrozo zamiast do Kościeliska wywozi mnie na Gubałówkę (?!) oraz samotny stop na bazę z ratownikiem TOPR’u, który lituje się nade mną łapiącą stopa nie wiadomo gdzie , już prawie o zmroku na polanę.
Ostatnia akcja tatrzańska to Jaskinia Marmurowa. Cudna, poręczujemy ją na Stare i Nowe Dno. Towarzyszy nam cudowna atmosfera. Po tylu dniach, wspólnych akcjach dotarliśmy się, znamy swoje mocne strony i swoje słabości, pomagamy sobie, popijamy z jednego termosu ciepłą herbatę, dzielimy czekoladą gdy któreś z nas swoje szturm żarcie nieopatrznie zostawiło w bazie…
Na bazie suszymy cały szpej i wszystkie swoje rzeczy by kolejną część kursu odbyć w Aggteleku, krainie położonej na Węgrzech przy granicy ze Słowacją będącą składową Słowackiego Krasu. Słowacki Kras, niezbyt wysokie wzgórza usłane formami krasowymi oraz wapiennymi skałami stanowi rezerwat biosfery UNESCO.