W sierpniu 1996 roku zorganizowana została przez Speleoklub Dąbrowa Górnicza rekonesansowo-eksploarcyjna wyprawa w Alpy Albańskie. Celem wyjazdu było poznanie nowych rejonów krasowych pod kątem przyszłej eksploracji. Za rejon działania obraliśmy Alpy Albańskie w północnej części tego kraju.
W wyprawie uczestniczyli: Grzegorz Badurski (kier.), Przemysław Włosek, Kajetan Sławinski, Marcin Kozieł (SDG) oraz Marian Zagórny z Katowickiego Speleoklubu. Ze względu na niepewną sytuację na terenach byłej Jugosławii obraliśmy nieco dłuższy ale zdawałoby się bezpieczniejszy wariant dojazdowy, poprzez Słowacje, Węgry, Rumunię, Bułgarię, Macedonie. Zwiedziliśmy wiele ciekawych zakątków i poznaliśmy dość dziwne i czasem niezrozumiałe dla nas obyczaje krajów bałkanskich.
Same przejścia graniczne dostarczały wielu „atrakcji” (dezynfekcja, bakszysz itp.) znacznie uszczuplając finansowe zasoby wyprawy. Wyprawom planującym dojazd w południowe rejony półwyspu proponowałbym jednak pomimo płatnych wiz rozważenie drogi przez byłą Jugosławie. Wariant ten może okazać się tańszy, a z pewnością krótszy. Na pobyt w samej Albanii wymagane były wizy, wydawane bezpłatnie przez ambasadę albańską w Warszawie. Po tygodniowej podróży dotarliśmy do Ochrydzkiego Jeziora przez które przebiega granica pomiedzy Macedonią, a Albanią. O ile po długiej podróży kąpiel po macedonskiej stronie w pobliżu ośrodków wypoczynkowych była przyjemnością, to wjazd do Shqipërisë (bo tak brzmi wymienna nazwa Albanii) przeniósł nas w inny świat. Miejsce ośrodków wypoczynkowych zajęły betonowe bunkry, które towarzyszyły nam podczas całej podróży przez ten czarujący kraj. Tempo podróży drastycznie zmalało z powodu fatalnego stanu „autostrad” jak nazwali swe drogi tubylcy. Oprócz dziur w nawierzchni, co jakio czas pojawiały się specjalne zapory w postaci poprzecznych garbów, zmuszające kierowce do zatrzymania pojazdu. Drogą wijącą się wśród gór, mijającą brudne wsie, miasta i opuszczone fabryki kierowaliśmy się poprzez stolice Albanii Tirane na północ kraju do miasta Szkodra. Na całej długości naszej trasy rozciągały się mniejsze lub większe skupiska ludzi. Aby odpocząć w czasie podróży zboczyliśmy z obranej trasy nad morze mając nadzieje na biwak w odosobnieniu. Niestety gdy tylko zatrzymywaliomy się zaraz pojawiały się postacie z nikąd. Nadmorski nocleg po raz pierwszy wystawił nasze nerwy na próbę. Zasypialiśmy przy wystrzałach z dwururek, a obudzili nas „rybacy” łowiący ryby przy pomocy granatów. Nieprzyzwyczajeni jeszcze do ciągłego towarzystwa tubylców przebyliśmy drogę do Szkodry jednym ciągiem, przerywanym jedynie przez liczne kontrole policji, która zdawała się być tam najpopularniejszym zawodem. Mijając ruiny średniowiecznej twierdzy na wzgórzu wjechaliśmy do dość dużego jak na Albanie miasta Szkodra. Tutaj przy wydatnej pomocy mieszkanców nawiązaliśmy kontakt z rodzinami grotołazów. Równolegle działająca włoska ekspedycja zaabsorbowała samych speleologów, poprosiliśmy wiec o przewodnictwo dwóch młodych ludzi znających interesujący nas rejon. Było to wielce przydatne mając na uwadze, że nie mieliśmy żadnych szczegółowych map. Po asfalcie poruszaliśmy się jeszcze do miasteczka Koplik, skąd w wybrany przez nas rejon prowadziła typowa górska droga. Nasz wysłużony Volkswagen piął się mozolnie pod górę ustępując czasem drogi ciężarowym samochodom służącym tam za autobusy. Mimo awarii hamulców już pod osłoną nocy dotarliomy do wsi Theth, gdzie rozbiliśmy obóz. Właściciele pobliskiego „hotelu” wskazując na strzelbę zapewniali z uśmiechem na ustach o naszym bezpieczeństwie. Rano roztoczył się przed nami od dawna upragniony surowy, dziki krajobraz nadgranicznego pasma gór. Okoliczne szczyty osiągają wysokooci powyżej 2000 m. n.p.m. z królującym w tej części kraju szczytem Jezerca (2692m. n.p.m.). W głebi doliny na dnie której założyliomy baze majaczył charakterystyczny szczyt Harap, bedący celem wielu wspinaczkowych przejść. To u podnóża tej rozległej ściany znajduje się otwór znanej Jaskini W Harapie. Niewielka poziomo rozwinięta jaskinia kończy się syfonem, który pokonywali ponoć Bułgarzy, którzy kilkakrotnie organizowali wyprawy w górskie rejony Albanii. Włoscy turyści i speleolodzy również nie należą tam do rzadkości. Założoną w pobliżu rzeki bazę odwiedzali gromadnie mieszkańcy pobliskich wiosek. Po kilku dniach całodzienne towarzystwo Albańczyków stało się nie do zniesienia. Obóz zamieniał się w targowisko, dzieciaki znosiły różne sprzety na wymianę wędkarskiej błyszczki. -ywnooa kupowaliomy na miejscu płacąc miejscową walutą. Publika przy najbardziej prozaicznych czynnościach życiowych sprawiała, że z tym wiekszą przyjemnością wychodziliśmy z bazy w poszukiwaniu spokoju. Sukcesywnie znikające sprzęty wyprawowe wymagały dwuosobowego nadzoru, co w znacznym stopniu zmniejszało nasze możliwości skutecznej eksploracji. Za teren działania dla trzyosobowego zespołu wybraliśmy okolice masywu Maja Kakis. Ponieważ na dojście w interesujący nas teren zużywaliśmy prawie cały dzień, działalność eksploracyjną realizowaliśmy w oparciu o biwaki w górach. Powierzchniowa eksploracja przyniosła odkrycie wielu otworów, które po dokładnym zbadaniu nie nadawały się nawet do inwentaryzacji. Z powodu nieubłaganie mijającego czasu ograniczyliśmy się jedynie do oznaczenia poznanych otworów. W czasie wędrówek po nie oznakowanych górach natkneliśmy się na niezwykle malownicze kaniony i wodospady. W tym samym czasie nawiązaliśmy również kontakt z wyprawą czeskich speleologów. Spotkanie bliskich sąsiadów zza miedzy nie obyło się oczywiście bez wspólnej imprezy przy ognisku. Po blisko dwutygodniowej działalności opuściliomy góry aby powtórzyć ścieżkę zdrowia jaką fundowały nam wszystkie przejścia graniczne. Chwilowe rozprężenie w Tiranie przypłaciliśmy kradzieżą pozostawionych w samochodzie rzeczy (w tym sprzetu fotograficznego ze zdjeciami). Próby interwencji na policji nie przyniosły skutku. Nie uzyskaliśmy również żadnej pomocy (nawet tłumaczenia naszych zeznan) ze strony ambasady polskiej, mimo że mieści się ona piećdziesiąt metrów od posterunku policji. Udając się do tego kraju należy pilnować swego dobytku przez cały czas i być świadomym, że jest się zdanym jedynie na własne siły. Dodatkową niespodzianką przy opuszczaniu Albanii jest opłata drogowa (5$ za dzien), o której wjeżdżający nie są informowani na przejściu granicznym ani w ambasadzie. Reasumując, dotychczasowa izolacja Albanii od reszty świata i fakt istnienia znanych jaskiń, czynią ten kraj atrakcyjnym pod wzgledem eksploracji. Piękne i dzikie góry godne są dokładnej penetracji przez wyprawe o wiekszej liczebności. Oficjalnie zwiedzanie i eksploracja albanskich jaskin objeta jest dzienną taryfą, a zezwolenia na działalność wydaje Ministerstwo Sportu i Turystyki (?) w Tiranie. Wśród znanych jaskin na uwage zasługują:
Shpella BB-30 -570m
Shpella e Cilikokave -505m
Shpella e Njerzit e Lageshtires -503m 2000m
Shpella e Pucit -335m. 5000m.
W świetle ostatnich wydarzeń w Albanii zasady dotyczące poruszania się po kraju mogą ulec zmianie. Turyści poszukujący surowych gór bez wytyczonych szlaków i zakazów znajdą tu wspaniałą przygodę. Godna poznania jest również kultura ludów półwyspu Bałkańskiego.
MK