Sierra de Guara

Tegoroczną późną wiosnę, a zarazem wczesne wakacje postanowiliśmy spędzić w Hiszpanii, w Sierra de Guara. W ten rejon, który jest uważany za jeden z najciekawszych miejsc kanioningowych w Europie, najlepiej wybrać się jeszcze przed nadejściem upalnego i suchego lata, czyli wtedy, kiedy we wszystkich kanionach jest jeszcze woda. Nam, niestety,  udało się trafić – jeśli chodzi o ilość wody – aż za dobrze. Świeże jej dostawy, w postaci przelotnego, a czasem intensywnego deszczu mieliśmy niemal codziennie. Co za tym idzie, piękna szmaragdowa woda stawała się nieco zmętniała, a niektóre kaniony, ze względu na wysoki stan wody – niedostępne. Mimo to, te  które odwiedziliśmy, mimo że stosunkowo proste technicznie, były niezwykle spektakularne i dostarczyły nam wielu estetycznych wrażeń.

Rio Vero

Góry Sierra de Guara stanowią południowo-zachodnią część Pirenejów. Specyficzne warunki geologiczne sprzyjają tworzeniu głębokich dolin, kanionów, grot i jaskiń. Zółto-pomarańczowe wapienie sąsiadują tu z szarymi, obłymi zboczami utworzonymi ze zlepieńców.

Obszar objęty jest Rezerwatem Przyrody Gór i Kanionów de Guara, ale nie oznacza to, że jest to teren zamknięty. Wręcz przeciwnie. Wejścia do kanionów są wyraźnie oznaczone, opisane  i przygotowane; są parkingi, tablice informacyjne, kosze na śmieci. Wejścia są legalne, wymagane są jedynie limity osobowe grup. Niestety, absolutnie zabronione jest biwakowanie na dziko. Co więcej, tamtejsi strażnicy objeżdżają potencjalne miejsca biwakowe i podobno nakładają dość surowe kary. Postanowiliśmy tego nie testować, dlatego odżałowaliśmy po 8 euro za noc na campingu.

Okoliczne wioski i miasteczka żyją z kanioningu i wspinaczki. W małym supermarkecie w miasteczku Adahuesca można kupić: zarówno produkty spożywcze jak i sprzęt wspinaczkowy i kanionigowy w asortymencie jakiego nie powstydziłby się poważny sklep alpinistyczny. Na każdym campingu można wykupić lub dostać w ramach promocji wycieczkę z przewodnikiem do kanionu, a w Alquezar, będącym turystycznym centrum, na jednej ulicy naliczyliśmy 5 agencji oferujących kanioningowe wycieczki. Całe szczęście byliśmy przed sezonem, więc ruch turystyczny był znośny.

Działaliśmy w oparciu o camping w Rodellar, w samym sercu Sierra de Guara. Wioska stanowi głównie centrum wspinaczkowe, gdzie ilość napływowych łojantów przewyższa liczbę autochtonów. Stamtąd codziennie, bardzo późnym rankiem, ruszaliśmy w drogę do okolicznych kanionów. Oczywiście samochodem, bo odległości do pokonania liczyły do 50 km.

1.      Gorgochon.

Do pierwszego kanionu wybraliśmy się tuż po przyjeździe. Miało być szybko, pięknie i miło. Było szybko. Przede wszystkim szybko. Kanion jest w sumie krótki, liczy może 200 do 300 m długości, ale jest wąski. U góry szczelina zwęża się do kilkudziesięciu centymetrów, na dole  szerokość miewa czasem poniżej metra. Do tego jaskiniowe klimaty, łącznie z naciekami. Kiedy zaczynaliśmy, pogoda była jakaś taka niepewna. Na pierwszej kaskadzie zaczęło padać, na drugiej – już lało i grzmiało. Z niepokojem wpatrywałem się w wodę, czy jej poziom nie przyrasta gwałtownie. Oglądając kanion z zewnątrz, wyglądało to tak, że do wąskiej szczeliny wpada rzeka odwadniająca całą dolinę. Całe szczęście, zagrożenie okazało się nie tak wielkie. Bez problemu osiągnęliśmy koniec kanionu. Do deszczu w kanionie zdążyłem się przyzwyczaić podczas tego wyjazdu. Towarzyszył nam on jeszcze kilkukrotnie i przestał robić większe wrażenie.

W sumie kanion fajny i krótki. Można go bez trudu pokonać w ciągu godziny. Przy dużej wodzie niebezpieczna bywa druga kaskada, którą trzeba przetrawersować, żeby nie narobić sobie kłopotów.

Pierwsza kaskada w Gorgochon

2.      Fornocal i Palomeras del Fornocal

Pogoda od rana niepewna, więc jako cel został wybrany Fornocal – ze stosunkowo niewielkim przepływem. Fornocal to główny kanion, utworzony w większości w wapieniach, natomiast Palomeras to jego dopływ, wąski, jaskiniowy, powstały w zlepieńcu. Zaczynamy od głównego Fornocala. Kanion zaczyna się suchym odcinkiem, potem trochę stojącej wody i wreszcie niewielki przepływ w środkowo-końcowej części. Na zmianę robi się ciasny, meandrujący, z małymi zjazdami i skokami, to znów rozszerza się do potężnego, szerokiego wąwozu, z bardzo ciekawymi żółto-czerwonymi ścianami. Palomeras, to coś zupełnie innego. Początkowo poruszanie się nim przypominało mi trochę chodzenie po śląskich hałdach. Jakbyśmy szli wąskim wąwozem pomiędzy dwoma usypiskami z szarych kamieni. Potem szczelina znacznie się pogłębia, zaczyna się kilka zjazdów. Pomimo, że nie ma stropu, meandrujące ściany przysłaniają niebo i na dnie panuje półmrok. Zaczynamy czuć się jak w jaskini. Tylko ściany inne, zbudowane z otoczaków, połączonych szarym spoiwem. Końcówka kanionu jest też interesująca, jest szerzej, jaśniej, a na dnie pojawia się roślinność. Światło i padający deszczyk dopełniają wizualnego efektu.

Dolny odcinek Palomeras del Fornocal

3.      Palomeras del Flumen

Niesamowity przełom rzeki Flumen, pomiędzy dwoma czerwonymi, kilkusetmetrowej wysokości skałami już z daleka wygląda interesująco. Samochodami wyjeżdżamy na przełęcz, a następnie schodzimy jakieś 200 m, wąską ścieżką pomiędzy kłującymi krzewami. Na dnie doliny napotykamy całkiem sporą rzekę. Wysoki poziom wody weryfikuje skład grupy szturmowej. Na przejście decydują się: Olo, Bogdan i Zbyszek. Reszta ekipy po krótkim pławieniu się w potoku wraca tą samą drogą. Niestety, ze względu na bardzo dużą wodę kanion nie nadawał się do przejścia w całości. Najciekawszy, a zarazem najciaśniejszy fragment chłopcy musieli obejść górą, przez zarośla. Dalsza część kanionu, bardzo dzika i zarośnięta przysporzyła średnich przyjemności. Tym niemniej wrócili zadowoleni. Ale chyba najbardziej zadowoleni z tego, że wrócili. Zdecydowanie ten kanion należy robić przy małej wodzie.

Przełom rzeki Flumen

4.      Formiga

Właściwie to w tym dniu mieliśmy zamiar pójść do Peonery, jednego z najpiękniejszych kanionów w rejonie, gdzie jest dużo pływania w szmaragdowej wodzie. I nawet szliśmy w kierunku tego kanionu, ale wystarczył rzut oka z góry i jakoś wszystkim odeszła ochota. Po nocnych opadach woda wyglądała jak żur. Pojechaliśmy więc kilka kilometrów dalej do kanionu Formiga. I to był chyba dobry wybór, bo ładne i krótkie podejście, a sam kanion bardzo przyjemny. Kilka technicznych i wiele małych skoków , syfon, trochę chodzenia. Wydaje mi się, że był to pierwszy kanion w stylu alpejskim na tym wyjeździe. Wraz z nami kanion przebył również Daniel (Mały Tabaka), który zwiedził kanion będąc: zwożonym, opuszczanym, podawanym, odbieranym, holowanym, przeprawianym, asekurowanym. Ale nigdy nie: zrzucanym i podtapianym. W związku z powyższym dotrzymał do końca w stanie nienaruszonym, i nie zaobserwowano negatywnego wpływu tego traumatycznego przeżycia na dziecięcą psychikę.

5.      Fondo i Oscuros del Balced

Tego dnia podzieliliśmy się na dwie grupy. Nasz czteroosobowy zespół wybrał się na interesującą pętlę: w dół suchym, zlepieńcowym kanionem Fondo, który prowadził nas aż do głównego koryta rzeki Balzed, stamtąd jakieś 300m wielkim wąwozem w górę rzeki, a następnie kolejnym dopływem, kanionem Oscuros Balzed – w górę, z powrotem do parkingu.

Fondo to kanion suchy, cały w zlepieńcach, z misami ze stojącą wodą, które lepiej obejść zapieraczką niż w nich się moczyć. W kanionie spotkaliśmy następujące zwierzęta: szczura, coś jakby kunę i kilka kóz niekompletnych. Wszystkie zwierzęta nie żyły.

Natomiast Oscuros del Balced to chyba najbardziej oblegany turystycznie kanion w okolicy. Po drodze minęliśmy kilka komercyjnych wycieczek. Postanowiliśmy zrobić go w górę, co raczej nie spotykało się z uznaniem ze strony mijanych przewodników. Ale udało się. Tylko w jednym miejscu, na pierwszym progu skorzystaliśmy z obcej liny. Resztę dało się wywspinać lub obejść.

Pozostała część ekipy udała się do Cueva Cabritos i Barranco de Lumos (chyba). Podobno też było fajnie. I ciasno.

6.      Peonera

Postanawiamy wrócić do Peonery. Woda wydawała się bardziej przejrzysta i pogoda zapowiadała się nieźle. Cały wąwóz Peonery jest podzielony na dwa odcinki: Górny (Superiore) i dolny (Inferiore). Większość ekipy decyduje się na Superiore, a pozostała (czyli Olo) na Inferiore. Kanion to głównie marsz rzeką, sporo pływania, często w wąskich korytach i kilka „chaosów”, czyli zawalisk, w których woda tworzy syfony i małe kaskady. Nie decydujemy się na dolną Peonerę, bo jak zwykle po południu zaczyna lać. W Inferiore Olo stwierdził bardzo duży przepływ i omal nie został wessany przez syfon. Wrócił zachwycony.

7.      Rio Vero

Słyszałem wcześniej trochę marudzenia na temat tego kanionu. Eee, takie łażenie w piankach, dziewięć kilomerów dymania, małe skoki, zero zjazdów, mały przepływ… nie idziemy. Całe szczęście pogoda była taka, że niewiele sensownego można było już znaleźć, więc poszliśmy. I całe szczęście. Jak dla mnie był to najciekawszy kanion w Sierra, spośród tych które zrobiliśmy. Fakt, technicznie banalny, ale widokowo – rewelacja. Najpierw Portiacha, czyli zjazd bocznym ciągiem na dno doliny, trzy progi, z których największy, 40m w pomarańczowo-czerwonym wapieniu. Potem wędrówka wzdłuż szmaragdowej rzeki, sporo pływania, półsyfony do przenurkowania i najciekawsza część – przejście (a właściwie przepłynięcie) przez jaskinię, utworzoną w gigantycznym zawalisku. Inną ciekawostką jest to, że kanion kończy się u stóp, położonego na malowniczej skale miasteczka Alquezar. Sześć czy siedem godzin minęło niewiadomo kiedy i wychodząc wcale nie mieliśmy dosyć.

Jaskinia w Rio Vero

8.      Barazil

Pogoda zwodziła nas cały wyjazd. Próbowaliśmy podejść jeszcze raz do kanionu Mascun lub Gorgas Negras, ale wciąż było niepewnie. Burza ciągle wisiała w powietrzu. Zniechęceni czekaniem i prognozami, które nie przynosiły poprawy, postanowiliśmy porzucić nieprzychylną Hiszpanię na rzecz Alp Nadmorskich we Francji, gdzie – wydawało się – pogoda będzie stabilniejsza. Przed powrotem kilkoro śmiałków wybrało się jeszcze na krótki rekonesans do leżącego u stóp Rodellar – Barazil. Ja wybrałem pieszą wycieczkę po okolicach Rodellar, no bo w końcu – byliśmy tam już ponad tydzień, a ja nie widziałem nic oprócz wody! Ci którzy byli w Barazil, mówili że fajnie. No nie wszyscy, Olo stwierdził że nudy…

Rodellar

Tego samego dnia wybraliśmy się w drogę w okolice Nicei, do kanionów w Alpach Nadmorskich. Ale z mocnym postanowieniem, aby kiedyś jeszcze wrócić.

Wyjazd odbył się w terminie: 30.05.2011 – 06.06.2011.

W wyjeździe udział wzięli: Bogdan Nizinkiewicz,Daniel i Zbyszek Tabaczyńscy, Monika i Grzegorz Badurscy, Ola Tyrna, Ola Jasińska, Olo Dobrzański

 

Docent

 

Galeria:

Sierra de Guara