Długi weekend czerwcowy postanowiliśmy spędzią na Węgrzech. Naszym celem były jaskinie gór bukowych. W stałym składzie, czyli: Agnieszka Danecka, Wojciech Kuczok, Jakub Dębski, Łukasz Wojdała w środę wieczorem ruszyliśmy ku docelowej Hungarii.
Pierwszym etapem wyjazdu był Budapeszt. Jest on oczywiście dużo dalej niż góry bukowe, lecz chcieliśmy pod pretekstem jaskiń Budy zobaczyą to piękne miasto. Kuba umówił się w Budapeszcie z dziewczyną, którą zapoznał w zeszłym roku na wyje�zie jaskiniowym w Rumunii, więc odłączył się od nas. My ruszyliśmy ku jaskini Pál Völgyj. Jest to druga, co do wielkości jaskinia na Węgrzech i cieszy się długością 18 km korytarzy. Niewielka częśą jest udostępniona turystycznie. Po przedstawieniu się na bramce, zostaliśmy, ku naszemu zdziwieniu bardzo mile powitani. Jeden Węgier wycałował nas bratersko, a drugi nawiązał bardzo przyjemną rozmowę. Zwiedziliśmy turystyczną częśą jaskini i po sprecyzowaniu naszych zamiarów dostaliśmy kontakt do szefa grotołazów z gór bukowych. Udaliśmy się w ten rejon niestety we trójkę, ponieważ Kuba wybrał inną dyscyplinę sportu… został w Budapeszcie.
Po drodze dzielnie wjeżdżając samochodem zdobyliśmy najwyższy szczyt Węgier, mianowicie Kekesz o wysokości 1015 m npm. Dotarliśmy do okolic Miskolca, a dokładnie do miejscowości Miskolc LillafÜred. Tam dostaliśmy namiary na bazę grotołazów znajdującą się na polanie na wzgórzu o nazwie Létrasi Plato. Na miejscu nie zastaliśmy nikogo, więc postanowiliśmy wejśą do jaskiń zlokalizowanych po drodze.
Pierwszą z nich była jaskinia Tuskós. Zaczynała się kilkumetrową studnią możliwą do zejścia, dalej schodzący w dół w pewnym momencie zakleszczający się korytarz. Na lewo po zjechaniu studni drugi korytarz prowadzący przez błotne progi do sali z pięknymi naciekami. Jaskinia mierzy około 60m długości i 20m głębokości. Następną była jaskinia Kis Mogyrós. Dośą niewielki otwór przechodzący w 10m studnię. Dalej bardzo ciekawy meander prowadzący do błotnego syfonu. Jaskinia miejscowo obdarowana naciekami o długości korytarzy około 100m i głębokości 35-40m. Te dwa okazy zrobiliśmy całkowicie nielegalnie (wchodzenie do jaskiń bez zezwolenia jest całkowicie zabronione). Pó�ym wieczorem zastaliśmy domowników na bazie i po nawiązaniu znajomości przy lampce beherowki obiecali nas zabraą następnego dnia do dwóch kolejnych jaskiń.
Pierwszą z nich była Létrasi Vizes. Jaskinia o rozwinięciu poziomym o długości 2km. Kilkumetrowe studnie i progi zaopatrzone w metalowe drabinki. Trafiliśmy na suchy okres i w środku nie było dużo wody, lecz w porze deszczowej ciasne przełazy trzeba tam pokonywaą w wodzie, ponieważ w otwór jaskini wpływa niewielki potok. Zauważyliśmy tam bardzo różnorodne formy naciekowe, tak jakby połączyą ze sobą cztery całkiem inne jaskinie. Od poszarpanych suchych ścian, poprzez gładkie płyty aż do pięknie mytych form naciekowych. Najpiękniejszą rzeczą były stalagmity i kolumny dochodzące nawet do 4m wysokości. Tak na marginesie pobiliśmy chyba rekord prędkości w tej jaskini, ponieważ nasz przewodnik miał tempo krótkodystansowca na bieżni. Było to oczywiście celowe działanie, aby pokazaą polskim grotołazom �lasę biegania po dziurze”. Tak czy inaczej nam się bardzo podobało.
Chcieliśmy także wejśą do jakiejś pionowej jaskini, więc została przydzielona nam Spejzi. Studnia wlotowa około 8m, dalej niska, lecz szeroka pochylnia zakręcająca o 90 stopni i znów 16m studnia. Tutaj koniec zjazdów i dalej w dół poprzez zawaliskowe ciasne odcinki jaskinia poprowadziła nas do meandra. Ten etap zrobił na nas największe wrażenie. Pięknie myty o różnym stopniu trudności meander zaprowadził nas do syfonu. Spejzi w wielu miejscach przypomina Bańdziocha i choą ma około 350-400m długości i 70m głębokości przyprawiła nas o wiele siniaków i krople potu na czole. Po dojściu do bazy, przebraniu się i umyciu poczuliśmy zmęczenie. Był wczesny wieczór i zgodnie uznaliśmy dzień za satysfakcjonujący nasze oczekiwania. Czas zmusił nas do zapakowania rzeczy i do powrotu do kraju.
Tak dla wiadomości napiszę, że najgłębsza ich jaskinia ma 250m głębokości i całkowicie schodzi się do niej po drabinkach. Także jak Czesi i Słowacy, Węgrzy nie lubią używaą lin. Jest to może bardziej niebezpieczne, lecz o ile skraca czas pokonywania pionowych czeluści.
Wyjazd uważamy za bardzo udany, a co będzie następne czas pokaże.
Łukasz Wojdała